

W dawnych czasach różne narody miały wyjątkowych ludzi, którzy od urodzenia potrafili przewidywać pogodę i wpływać na nią. W legendach huculskich krążą opowieści o tym, jak dwaj mieszkańcy miasta walczą między sobą, ustalając, na czyją wioskę ma spaść chmura z gradem
Równieniem można było również zostać, wchodząc w sojusz z czarownikiem, przejmując w posiadanie cudowną laskę lub świecę … Gdy zbliżała się burza, równiarka biegała w kółko, machając rękami, chrzcząc chmury trzema słomkami, wypowiadając zaklęcie, dzwoniąc w dzwony. Równiarka mogła dwukrotnie odmówić przywódcy burzy (powiedzmy diabłu), który przyszedł do niego o pozwolenie na wsypanie gradu, a dopiero za trzecim razem pozwolił wylać grad gdzieś daleko od mieszkań, ogrodów, upraw - na drogę, do wąwóz …

Dziś prognozowanie pogody jest nadal trudne, czasochłonne i często niewdzięczne. Najpotężniejsze superkomputery przetwarzają dane z tysięcy stacji meteorologicznych, satelity nieustannie krążą nad planetą, próbując uchwycić moment nadejścia huraganu, naukowcy z największych ośrodków naukowych opracowują teorie rozwoju procesów atmosferycznych - i wciąż burza nagle spada nawet na Moskwę, nie mówiąc już o prowincjonalnych miasteczkach i wsiach… Być może prognostom brakuje jakichś czynników wpływających na pogodę, jeśli nie w skali globalnej, ale lokalnej? Do takich czynników Yuri Zilbert zalicza ludzką świadomość.
Wygnany do Woroneża prawie jednocześnie z Mandelstamem, obiecujący naukowiec specjalizujący się w fizyce jądrowej, osiadł we wsi Ramon, gdzie dostał pracę w szkole jako nauczyciel fizyki, pracy i wychowania fizycznego. Silbert, człowiek wiedzy encyklopedycznej, korespondujący z takimi luminarzami nauki jak Bohr, Heisenberg i Rutherford, wyróżniał się niesamowitym optymizmem, niestrudzoną pracowitością i niepohamowaną ciekawością. Przeniesiony ze środowiska akademickiego do odludzi nie tylko nie poddał się, ale wręcz przeciwnie, zaczął pracować z potrojoną energią. Zmieniwszy pole działania, nie zmienił sposobu działania, do wszystkiego podchodząc poważnie, oddając się całkowicie pracy, bez śladu.
Spotykając się ze słynnymi agronomami Mazlumovem, Kozopolyanskym i Lanierem, wielokrotnie słyszał od nich skargi na niestabilność i nieprzewidywalność warunków pogodowych, co uniemożliwia mu uzyskanie stabilnych, gwarantowanych plonów. Czytając kronikę susz zwrócił uwagę na to, że: wyczerpani niegdyś złą pogodą wieśniacy, doprowadzeni do skrajności, urządzili procesję - a efekt był często więcej niż zadowalający. Stosując statystyczne metody obliczeń, Silbert ustalił, że zmiany pogody po procesji nie można wytłumaczyć przypadkiem. Być może, zdecydował, połączona wola dziesiątek i setek ludzi wpływa na pogodę.
Miejscowi mieszkańcy opowiedzieli Zilbertowi o staruszce, która mieszka we wsi Galkino i jest znana wśród mieszkańców jako wiedźma: jeśli zdenerwuje się na kogoś w okolicy, często piorun wpada do domu lub rzuca przedmiot gniewu. Sam Silbert przeprowadził wywiad z dwiema ofiarami. Przyznali, że byli z Fominichną (tak się nazywała staruszka) w kłótni, a podczas burzy piorun uderzył jednego - dom, drugi - kurnik. I przeciwnie, jeśli w okolicy od dłuższego czasu nie ma deszczu, trzeba Fominichnej pokłonić się kurczakiem lub gęsią, a deszcz wkrótce rozleje się po polach darów tych, którzy przynoszą. Silbert spotkał starą kobietę.
Fominichna przywitała go serdecznie, zawsze cieszy się dobrym człowiekiem, deszcz - owszem, deszcz czasem udaje się zwabić, ale to, co posyła ludziom pioruny, na próżno. Po prostu zły człowiek sam przyciąga piorun, ale to nie ma z tym nic wspólnego.
Staruszka była wyraźnie w jej umyśle, a kiedy Silbert przyniósł jej duże pudełko czekoladek, uśmiechnęła się chytrze i ostrzegła nauczyciela, by nie podchodził zbyt blisko do wyschniętej wierzby, która rosła na skręcie do Ramona, kiedy opuszczał Galkin.
Silbert posłuchał ostrzeżenia i nie na próżno: po jego odejściu, w ciągu kilku minut, niebo pociemniało, a w chwili, gdy zbliżył się do wskazanego miejsca, piorun uderzył w drzewo i spalił wierzbę. Chmury natychmiast się rozwiały i przez cały następny tydzień było wiadro.
Niezwykle zainteresowany Silbert zaczął dopytywać się, czy w przeszłości byli ludzie, którzy potrafili kontrolować pogodę. Odpowiedź brzmiała: tak! Ale ich los jest nie do pozazdroszczenia. Wiele procesów czarowników i czarownic zakończyło się żałośnie dla oskarżonych: karą śmierci, w najlepszym razie wygnaniem. Tak więc już w 1699 roku, jak się wydaje, w oświeconym okresie panowania cara Piotra I, Nikołaj Golicyn został zesłany do Tobolska za „nieprzyzwoite zorganizowanie burzy podczas wielkich uroczystości”. Od tego czasu w syberyjskim mieście, nazywanym przez kronikarzy „lękami powietrznymi”, zaczęły dziać się dziwne i przerażające wydarzenia:
„8 maja 7213 (AD 1702) (tutaj błąd: 7213 maja od stworzenia świata odpowiada 1704 od narodzin Chrystusa. - wyd.), W dniu Jana Teologa w Tobolsku podczas gry komedia, gwałtowna burza unosząca się z chmury i złamała krzyż nad ołtarzem kościoła katedralnego, także z kościoła Sergiusza cały szczyt z makiem i krzyżem…”; „20 listopada 7214 (1706 ne) było to widoczne w Tobolsku: pod koniec 4 nocy, na środku nieba, w powietrzu, wypadł w powietrze biały zwój, przy ganku; i nagle pojawił się człowiek, z którego cztery ogniste iskry wystrzeliły osobno i kopulowały na swoje miejsce, a po krótkiej minucie wszystko zniknęło; w tym samym czasie chmura i grzmot uderzały z wielkim grzechotem przez około dwie godziny. I ogień dla domu prowincjonalnego …”(pisownia oryginału) - napisał w„ Kronice syberyjskiej”skryba i pisarz z Tobolska Czerepanow.
Co za skryba, istnieje świadectwo poety Borysa Pasternaka z lata 1907 roku: „Pewnego dnia Mamontowowie grali symfonię Beethovena na cztery ręce. Graliśmy dobrze. Miała nadejść burza z piorunami. W części czwartej następuje długi okres, prowadzący crescendo do szczytu dysonansu… Tę kulminację zajmuje fortissimo. I w tym momencie przetoczył się pierwszy grzmot, tępy, ale okropny, jednocześnie z akordem … Nie można przekazać …”
Energia, którą człowiek jest w stanie uwolnić, jest nieznaczna w porównaniu z energią burzy. Ale czasem wystarczy ludzki krzyk, by wywołać niszczącą lawinę. Siły kumulują się w naturze, człowiek tylko prowokuje ich uwolnienie. Podobne zjawisko można określić jako efekt wyzwalający Według Silberta mózg ludzki niejako wchodzi w rezonans z naturą, a następnie jest w stanie rozkazywać piorunom. U niektórych osób zdolność wchodzenia w rezonans jest świetna od urodzenia, ale w pewnych warunkach może być rozwinięta u wielu.
Silbert podzielił się swoim tokiem rozumowania ze swoimi uczniami, a oni sprowadzili się do nas tylko w opowiadaniach. Leonid Parinow, były Ramon, wspomina: „Czasami podczas lekcji, gdy zbliżała się burza, Jurij Arkadyjewicz podchodził do okna i pstrykał palcami. W tej samej chwili piorun uderzył w piorunochron zainstalowany na kamiennej wieży ciśnień…”
Silbert pisał do swoich kolegów w Moskwie o możliwości kontrolowania pogody. Z tego czy innego powodu, ale we wrześniowy wieczór 1939 r. Do domu nauczyciela podjechał samochód, w którym zabrano Jurija Arkadyevicha Zilberta - najpierw do Woroneża, a następnie do jednego ze specjalnych laboratoriów, które w przeddzień wojny, wykuł broń zwycięstwa.
Jesienią 1941 r., gdy wojska hitlerowskie zbliżały się do Moskwy, uderzyły niezwykle silne mrozy. Osławiony niemiecki sprzęt nie działał, żołnierze marznieli. A po mrozie Armia Czerwona uderzyła …
TAK POZA TYM
A w dzisiejszych czasach są magicy - najzwyklejsi na pierwszy rzut oka ludzie, którzy mają niesamowitą zdolność rozpraszania chmur w niepogodę, pacyfikowania huraganów, przywoływania błyskawic machnięciem ręki, uruchamiania i zatrzymywania deszczu i śniegu …
Jedną z takich „specjalnych” osób jest Iwan Iwanowicz Kulebyakin, honorowy członek Zakonu Czarowników, kawaler rosyjskiego oddziału Międzynarodowego Bractwa Magów.
Po raz pierwszy Wania dowiedział się o swoim darze jeszcze w sierocińcu pod Jarosławiem: „Kiedy miałem 6 lat, był silny huragan. Drzewa były wyrwane… Wszyscy się bali, ale jakaś siła wyniosła mnie na ulicę… Podniosłem ręce do góry i tak przez chwilę stałem… Dosłownie za 7-8 minut huragan ucichł…”.
Iwan Iwanowicz zademonstrował tym, którzy życzyli sobie kasety, na której wyraźnie uchwycony został proces „rozpraszania chmur”. Pod wpływem przepustek Kulebyakina ciężka chmura na niebie prawie natychmiast topi się, jakby była wymazana gumką … W maju 1992 roku słynny showman Igor Mikitasov zwrócił się do Iwana Iwanowicza. Na cześć jubileuszu Bułhakowa urządził w ogrodzie Ermitażu wiosenno-nocny bal Pełni Księżyca, czyli Bal Stu Królów.
Niebo tego wieczoru było pokryte chmurami, księżyc wciąż się nie pojawił. A potem o północy Kulebyakin, ubrany w zielony płaszcz i maskę, z oswojonym gołębiem na ramieniu, został włożony do kosza z balonem i uroczyście uniesiony nad ogrodem. „Rozdzielił” chmury, a z nieba świecił księżyc i gwiazdy… Nie było końca zachwytowi publiczności.
Niejednokrotnie musiałem „zrobić” pogodę w innych miastach. W sierpniu 1992 roku Kulebyakin przez dwa tygodnie „trzymał” słońce na Krymie podczas Międzynarodowego Festiwalu Magów Magic Ałuszta.
Iwan Iwanowicz przybył kiedyś do Permu w przeddzień wyborów samorządowych. 27 listopada na ulicach nie było płatków śniegu, pogoda była chłodna i grząska. Uścisnął ręce - a po 15 minutach zaczął padać śnieg. A 1 grudnia, w dniu wyborów, zapanowała prawdziwa zima…
Na sympozjum w Soczi, na oczach wszystkich, Kulebyakin spowodował deszcz z jednej chmury, wymazał inną i gdzieś zabrał trzecią … Potem inni magowie nazywali go „czarownikiem lasu”. W młodości Ivan Kulebyakin pracował w Mosfilm. Dowiedziawszy się o jego umiejętnościach, filmowcy zaprosili Ivana na zdjęcia, aby „zrobił” pogodę. Aby uwzględnić to w szacunkach ekipy filmowej, dali role epizodyczne. Zagrał więc w filmach „Żelazna kurtyna”, „Poemat na skrzydłach”. W filmie „Ermak” zagrał wódz kozacki Gorshka. Niejednokrotnie był zapraszany do kręcenia programów radiowych i telewizyjnych. Pewnego razu, gdy Radio Rakurs nadawało na żywo, 17 grudnia 1995 r., wywołał „na miarę” burzę z piorunami i obfite opady śniegu i zatrzymał to wszystko po pół godzinie.
Źródło: M., "Wiecze"