


Nie przypadkiem zostają lokalnymi historykami. Na przykład urodziłem się w starodawnej wiosce Zolotar Koksu.
W językach shor i khakas będzie to niebieska lub niebiańska rzeka. Dziadek mówił, że kiedyś pracowali tu skazani i bergale.
Później, porwany historią, dowiedziałem się, że byli to rekruti górniczy (od niemieckiego słowa „berg” – góra). Bardziej szczegółowe informacje o życiu i wszelkiego rodzaju przygodach podczas gorączki złota otrzymałem z archiwum Krasnojarskiego Muzeum Krajoznawczego. Lokalny historyk Ivan Omelin pomógł mi znaleźć materiały.
A teraz drogi czytelniku, w proponowanym artykule chcę przedstawić coś z dawnego życia leśnych ludzi: opis niewytłumaczalnych zjawisk, które myśliwi i po prostu odwiedzający tajgę spotkali i nadal spotykają na naszym terenie… Być może to ma coś wspólnego z nową nauką wymiany informacji o energii - eneologią.
A raczej do zjawisko duchów górskich. Ten najcenniejszy materiał zebrał badacz folklorysta A. A. Misyurev w latach 1923 - 1925 z opowiadań dawnych ludzi, którzy kiedyś pracowali w kopalniach złota, i nagrany jako „pracujący” folklor w żywym syberyjskim dialekcie ludowym.
* * *
Pop był w drodze z Kondomy. Odwiedziłem raz na trzy lata, a nawet za pięć lat. Dzieci do piątego roku życia żyły nieochrzczone. Nie rozmawialiśmy o bogach. Tam było Góra jest panem ziemi … Nie pamiętaj o księdzu w swojej pracy. Gorny tego nie lubi. DO popu, do zająca - jeden. Czasem chłopi byli zatrudniani, mieli jedną rozmowę: Panie Jezu, zmiłuj się, ale chodzi o księży. I był menedżer Eduard Karlich Kors, Niemiec. Słyszałem ich rozmowy.
- Przychodzisz się modlić?! To nie jest kościół, ale praca! Więc przesadzasz, wsadzasz Gorny'ego na swoje głupie głowy!
Wrzeszczy na nich, biegnie nad rzekę, wsadza głowę do wody, pije jak koń.
A Gorny nie lubił gwizdać. Jak ktoś gwiżdże w twarz - nie ma odpoczynku. Pozostanie na noc to cały smutek. Gwiżdże wszędzie na polanach, gwiżdże tu i tam, nie ma odpoczynku. Weź dwie świece, chodź - nikt! A jak tylko wyszedł, znowu gwiżdże. Bez odpoczynku! Nie możesz zostać w żaden sposób okradziony. Pozostaną dwa samochody - nie dojedziesz tam, uciekniesz. Dozorca mówi:
- Dlaczego tego nie dokończyłeś?
- Górskie gwizdki! Usiądź ze mną - skończę.
Będzie siedzieć, słuchać - włosy na głowie.
- Dalej, chodźmy! …
A oto jak Ogarkov wyszedł z Chanysh. Było dużo do picia. I chwalił się:
- Hej, Gorny, wyjdź do walki!
Chodźmy od Chanysha, on jest na przedzie, szedłem za nim, Michaił Kosterin i Achmetow, Tatar. Mijamy groby Bergal, nagle Ogarkow zatrzymał się i zaczął wymachiwać pięściami. Hałasujemy:
- Oszalałeś? Z kim walczysz?
- Tak, tam On jest, nie widzisz? Tak, oto On, spójrz!
Odciągnęliśmy Ogarkowa i posypaliśmy mu głowę śniegiem. Tak nie było! Wymiotował z naszych rąk, leci w śnieg, przewraca się pięć razy, zakrwawiony. Jak tylko wstał, znów był jak o kuli, przewrócił się siedem razy, jeździł kołem po śniegu. Gorny go bije, ale nie wiadomo kto. Zaryzykowaliśmy, poszliśmy szybko, a on nadal walczy z Górnym. Jest jodła. Wysoka! Idziemy. I ona idzie! Jesteśmy niedaleko obozu - nadchodzi! Jesteśmy pod opieką - ona jest po nas! Zacząłem biegać. Achmetka mówi do mnie:
- Nasz Mahomet nie ma w co wierzyć, módlmy się do rosyjskiego boga, bo inaczej zginiemy!
Jakoś pobiegli do obozu, szybko do baraków, drzwi do śluzy. Achmetka mruczał całą noc:
- Och, Gorny zmiażdży!
Ogarkow został ciężko pobity, czarny jak kotłownia, leżał tam 24 godziny. Od tego czasu nie chwalił się Górnym.
Potem obrabowali Chebank. Zrobiliśmy przyjęcie. Wezwano Kostenkę. Podchodzimy do mnie – wszystkie dzieci skulone w kącie, kurczowo trzymane.
- Co jest nie tak?
- Tyatya, mężczyzna podszedł do sufitu. Powiedział nam: dlaczego jesteś w środku chaty, idź do rogu! - I trzasnął zębami.
Myślę: Gorny przyszedł, to niebezpieczne! I zaczął prosić władze: „Przenieś się w inne miejsce. Góra nie da życia”. Przeniesiono ich do chaty. Jak wieczór - drzwi się otwierają. Nie ma nikogo, samo się otwiera. Miałem samca Ałtaja, który dużo szczekał. To jak wieczór - wspina się do łaźni, szczeka, szczeka, ale boję się iść i zobaczyć (nikogo się nie bałem, ani policjantów, ani księży - bałem się tylko Górnego). Moja zmarła babcia była bardzo odważna. Mówi:
- Chodźmy zobaczyć, co szczeka Ałtaj.
Przekonał. Wziąłem latarnię. Jak drzwi same się otworzyły - wychodzimy. Zbliża się człowiek z zaroślami leśnymi. I właśnie na mnie! O! Cała moja skóra jest zimna, sama nie wiem, czy mam na sobie czapkę, czy nie. Nie pamiętam, jak pobiegłem do chaty. Rano myślę: rozgniewałam Go czymś. Wziąłem butelkę alkoholu - nie żałowałem, kobieta wsypała mocny tytoń do woreczka. W pracy wkładam to w notch, mówię:
- Nie złość się!
Trzy dni później sprawdziłem: nie było alkoholu ani tytoniu. Wziął ofiarę. I wszystko minęło, Ałtaj nie szczekał.
I tak przestraszył matkę matki. Poszła do swoich córek, poszła do Chanysh. Szła, szła przez tłum, zgubiła się, nie wiedziała, gdzie iść. Potem powiedziała:
- Padało, świeciło, siedzę pod jodłą, zgięty w trzech zgonach. Przemoczony i zimny. Z gąszczu wysokiego jak skała wyłania się mężczyzna z dwiema głowami.
- Ty, kobieto, siedzisz?
- Siedzi.
- Drżysz?
- Trzęsę się.
- Cóż, potrząśnij.
I odszedł. Rano ledwo dotarłem do Spasskiego. Trzęsło się przez trzy dni i trzy noce: Góra wyprzedziła trzęsienie. Od tego czasu - okładka dla córek na spacer. Zamówię na wizytę - nie jedzie. Na Andobie mieliśmy dozorcę Andrey Ludvigovich Iglovsky. Przyszedł jeden, ryczy:
- Wyjdź na obiad!
Ryknął do trzech razy. Właśnie wyszedłem - góra poszła. Wtedy Iglovsky zapyta nas:
- Jak odważyłeś się wyjść?
- Ależ kazałeś mi iść na obiad!
- Niczego nie zamawiałem, nawet nie wychodziłem z domu.
Zaczęliśmy się kłócić. Był kompetentny, uświadomiony i mówi:
- Weź haczyk wódki i ochlap Gornego!
Możesz wierzyć w te historie lub nie. W przyrodzie istnieje wiele zjawisk, które nie są jeszcze dostępne dla naszego zrozumienia. To jest telepatia, poltergeist i wiele więcej. Nie spiesząc się z wnioskami, pomyśl o nowych odkryciach naukowych… Być może nie jest odległy dzień, w którym starożytne tajemnice naszej Shorii w końcu zostaną ujawnione.