

Obecnie Ziemia ma tylko jednego naturalnego satelitę - Księżyc. Ale stosunkowo niedawno - jakieś 6-7 tysięcy lat temu - nad naszą planetą można było zobaczyć dwa księżyce. Świadczą o tym nie tylko mity i legendy wielu ludów, ale także znaleziska geologiczne
Kawałki czystego żelaza
Na północy Argentyny znajduje się obszar Campo del Cielo (przetłumaczony jako „niebiańskie pole”). Nazwa ta pochodzi ze starożytnej indyjskiej legendy, która opowiada o spadających z nieba w tym miejscu tajemniczych metalowych klocków.
Kawałki żelaza, według starych kronik hiszpańskich, znajdowano tu już w XVI wieku. Konkwistadorzy używali ich do wyrobu mieczy i włóczni. Szczególnie szczęśliwy był niejaki Erman de Miraval, który w 1576 r. na dość odległym terenie, wśród bagnistych nizin, natknął się na ogromny blok czystego żelaza. Przedsiębiorczy Hiszpan odwiedzał ją kilkakrotnie i odkładał od niej kawałki na różne potrzeby. W 1783 r. prefekt jednej z prowincji ks. Rubin de Celis zorganizował wyprawę do tego bloku i po odkryciu go po długich poszukiwaniach oszacował jego masę na około 15 ton. Szczegółowy opis obiektu nie zachował się i od tego czasu nikt go nie widział, choć próby odnalezienia bloku podejmowano niejednokrotnie.
W 1803 r. w pobliżu Campo del Cielo odkryto meteoryt o masie około tony. Jego największy fragment (635 kg) został dostarczony do Buenos Aires w 1813 roku. Później został nabyty przez Anglika Sir Woodbine Darisha i przekazany British Museum. Ta bryła kosmicznego żelaza wciąż spoczywa na piedestale przed wejściem do muzeum. Część jego powierzchni została specjalnie wypolerowana, aby pokazać strukturę metalu z tzw. „figurami Widmanstettena”, mówiącymi o pozaziemskim pochodzeniu obiektu.
Fragmenty żelaza ważące od kilku kilogramów do wielu ton wciąż znajdują się w Campo del Cielo i okolicach. Największy ważył 33,4 tony. Został znaleziony w 1980 roku w pobliżu miasta Gancedo. Amerykański badacz meteorytów Robert Hug próbował go kupić i zabrać do Stanów Zjednoczonych, ale sprzeciwiły się temu władze argentyńskie. Dziś meteoryt ten uważany jest za drugi co do wielkości spośród wszystkich znalezionych na Ziemi – po tzw. meteorycie Khoba, ważącym około 60 ton.
Niezwykle duża liczba meteorytów znalezionych na stosunkowo niewielkim obszarze sugeruje, że kiedyś w to miejsce spadł „deszcz meteorów”. Dowodem na to, oprócz znalezisk samych obiektów żelaznych, jest duża liczba kraterów na obszarze Campo del Cielo. Największym z nich jest krater Laguna Negra o średnicy 115 metrów i głębokości ponad 5 metrów.
Czy w atmosferze eksplodował ogromny meteoryt?
W 1961 roku znaleziskami w Campo del Cielo zainteresował się profesor Columbia University (USA), największy światowy ekspert od meteorytów, W. Cassidy. Zorganizowana przez niego ekspedycja odkryła dużą ilość małych metalicznych meteorytów – heksaderytów, składających się z prawie chemicznie czystego żelaza (zawiera 96%, reszta to nikiel, kobalt i fosfor). Ten sam skład daje badanie innych meteorytów znalezionych w różnych okresach na tym obszarze. Zdaniem naukowca dowodzi to, że wszystkie są fragmentami jednego ciała niebieskiego. Cassidy zwrócił też uwagę na dziwny fakt: zwykle, gdy w atmosferze wybucha duży meteoryt, jego szczątki spadają na Ziemię, rozpadając się na elipsę o maksymalnej średnicy około 1600 metrów. A na Campo del Cielo długość tej średnicy to 17 kilometrów!

Opublikowane wstępne wyniki badań Cassidy'ego wzbudziły zainteresowanie na całym świecie. Do naukowca dołączyły setki ochotników, w wyniku których nowe fragmenty żelaza meteorytowego odkryto nawet w znacznej odległości od Campo del Cielo, aż po wybrzeże Pacyfiku.
Satelita „dwa”
Okazało się jednak, że terytorium znalezisk jest jeszcze bardziej rozległe. Nieoczekiwane światło na historię meteorytu Campo del Cielo rzuciło odkrycie w Australii. Tutaj w 1937 roku, 300 kilometrów od miasta Hanbury, w starożytnym kraterze o średnicy 175 metrów i głębokości około 8 metrów znaleziono żelazny meteoryt o wadze 82 kilogramów i kilka lżejszych fragmentów. W 1969 roku przeprowadzili badania nad ich składem i odkryli, że wszystkie te fragmenty są prawie identyczne z meteorytami żelaznymi z Campo del Cielo.
Kratery w rejonie Hanbury są znane od lat 20. XX wieku. Jest ich kilkadziesiąt, największa z nich osiąga 200 metrów, ale większość jest stosunkowo niewielka – od 9 do 18 metrów. Podczas prowadzonych tu od lat 30-tych wykopalisk w kraterach znaleziono ponad 800 fragmentów żelaza meteorytowego, wśród których są cztery części jednego kawałka o łącznej wadze około 200 kilogramów.
Ostateczny wniosek, do którego doszedł Cassidy, był taki: ogromny meteoryt spadł na Ziemię, ale nie nagle. Przez jakiś czas przed upadkiem to ciało niebieskie krążyło wokół Ziemi po orbicie eliptycznej, stopniowo zbliżając się do planety.
Bycie na orbicie może zająć sporo czasu – tysiąc lat lub więcej. Jednak pod wpływem grawitacji ten drugi księżyc w końcu zbliżył się do Ziemi tak bardzo, że przekroczył tzw. granicę Roche'a, po czym wszedł w atmosferę i rozpadł się na fragmenty różnej wielkości, które spadły na powierzchnię planety.
Echa starożytnej katastrofy
Przybliżoną datę katastrofy ustalono na podstawie analizy radiowęglowej - okazało się, że około 5800 lat temu. Tak więc katastrofa wydarzyła się już w pamięci ludzkości, w IV tysiącleciu p.n.e. e. kiedy cywilizacje starożytności zaczęły się pojawiać, pozostawiając po sobie zabytki pisma. Odnajdujemy w nich zmitologizowane odniesienia do drugiego naturalnego satelity planety i katastrofy spowodowanej jego upadkiem.
Na przykład gliniane tabliczki z Sumeru opisują boginię Innanę przemierzającą niebo i emanującą przerażającą poświatą. Echem tych samych wydarzeń jest najwyraźniej starożytny grecki mit Faethona.
O świetlistym ciele niebieskim wspominają źródła babilońskie, egipskie, staronordyckie, mity ludów Oceanii. Angielski etnolog J. Fraser zauważa, że na 130 plemion indiańskich w Ameryce Środkowej i Południowej nie ma ani jednego, którego mity nie odzwierciedlałyby tego tematu.
„Nie ma w tym nic zaskakującego”, pisze amerykański astronom M. Papper, „w końcu meteoryty metalowe są bardzo wyraźnie widoczne w locie.
Odbijając światło słoneczne, świecą znacznie jaśniej niż kamienne meteoryty; jeśli chodzi o dużą kulę ognia wykonaną z czystego żelaza, jej jasność na nocnym niebie powinna przewyższać jasność księżyca.
Eliptyczna orbita, po której poruszała się kula ognia, sugerowała w pewnych okresach zbliżanie się tego obiektu do Ziemi. W tym samym czasie samochód zetknął się z górnymi warstwami atmosfery i rozgrzał się tak bardzo, że jego blask powinien być widoczny nawet w świetle dziennym. Gdy obiekt zbliżył się do naszej planety, jego jasność wzrosła, wywołując panikę wśród ludności. Według M. Pappera orbita, która sprawiła, że kula ognia albo nagrzewała się w kontakcie z atmosferą ziemską, a następnie oddalając się od niej, ponownie zamarzała w lodowatym mrozie kosmosu i doprowadziła do jej zniszczenia na kawałki. Sądząc po dość dużym obszarze, na którym rozrzucone szczątki - od Ameryki Południowej po Australię - bolid rozerwał się na orbicie i wszedł w ziemską atmosferę w postaci ciągu oddzielnych fragmentów.
Bolid mógł spowodować powódź
Według ekspertów największe kawałki spadły do Oceanu Spokojnego, powodując niespotykane dotąd fale, które mogły ominąć Ziemię. W legendach Indian z dorzecza Amazonki mówi się, że gwiazdy spadły z nieba, rozległ się straszny ryk i trzask i wszystko pogrążyło się w ciemności, a potem na ziemię spadła ulewa, która zalała cały świat. „Woda podniosła się na wielką wysokość”, mówi jedna z brazylijskich legend, „i cała ziemia była zanurzona w wodzie. Ciemność i ulewa nie ustały. Ludzie uciekali, nie wiedząc, gdzie się ukryć; wspiął się na najwyższe drzewa i góry”. Do brazylijskiej legendy wtóruje piąta księga kodeksu Majów „Chilam Balam”: „Gwiazdy spadły z nieba, przecięły niebo ognistym pociągiem, ziemia była pokryta popiołem, zatrzęsła się, zadrżała i popękała, wstrząsana wstrząsami. Świat się walił”.
Wszystkie te legendy mówią o katastrofie, której towarzyszyły trzęsienia ziemi, erupcje wulkanów i powodzie. Jej epicentrum znajdowało się wyraźnie na półkuli południowej, ponieważ charakter mitów zmienia się wraz z odległością na północ. Legendy mówią tylko o poważnych powodziach. To właśnie to wydarzenie najwyraźniej zachowało się w pamięci Sumerów i Babilończyków i znalazło swoje najbardziej żywe ucieleśnienie w dobrze znanym biblijnym micie o potopie.
Igor V0L03NEV
Sekrety XX wieku №23 2010